piątek, 8 stycznia 2021

O pierwszym upadku sztuki

czyli

Krótka teoria ewolucji słowa


      Historia ludzkości jest zjawiskiem nieliniowym. Wszystkie aspekty cywilizacyjne to wypadkowa nie tylko czasu, ale i innych zmiennych, które wzajemnie przenikały się, uzupełniały, hamowały a czasem nawet wzajemnie wykluczały. Jednym z takich zjawisk jest sztuka. Przyjmuje się, że prapoczątki sztuki pojawiają się w dziejach człowieka jako gatunku już w paleolicie. Wszyscy znamy fantastyczne naskalne rysunki z jaskiń hiszpańskich i francuskich. Bogate, barwne i pełne niezwykłej ekspresji malowidła niewiarygodnie realistycznie przedstawiające rzeczywistość widzianą oczyma paleolitycznego łowcy do dziś zaskakują kunsztem. 

Wydawałoby się, że sztuka naskalna rozsiana na wielkich obszarach Europy i w rozległym planie czasowym kilkudziesięciu tysięcy lat powinna wykazywać cechy rozwoju, jakieś uchwytne formy początkowe, przejściowe i końcowe. Ze zdumieniem jednak zauważamy, że zarówno pierwotne, oryniackie formy malowideł, jak i późniejsze, pochodzące z okresu solutrejskiego, czy z kręgu kultury magdaleńskiej są do siebie niezwykle podobne i zawierają zbliżone elementy techniki oraz wykonania co nadaje im cech niewiarygodnej spójności.

Pisze o tym jeden z największych autorytetów tej dziedziny, dr Jean Clottes z Uniwersytetu w Tuluzie:

Jeszcze do niedawna sądzono, że rozwój sztuki paleolitycznej miał charakter stopniowy, od jej prymitywnych początków w okresie oryniackim, aż po jej apogeum, którego kwintesencją miały być malowidła w Lascaux. Odkrycie Jaskini Chauveta w 1994 r. pokazało jednak jak błędne było to wyobrażenie – okazało się bowiem, że wyrafinowane techniki tworzenia sztuki znane były już w czasach kultur oryniackiej i graweckiej. To pokazuje, że, w zależności od miejsca i czasu, różne poziomy zaawansowania musiały istnieć jednoczasowo, że coś co odkrywano było z czasem tracone by ponownie zostać odkrytym tysiące lat później.

Oczywiście, warto zauważyć, że mówimy tu o sztuce zróżnicowanej w zależności od szerokości geograficznej i rodzaju siedliska, które było środowiskiem naturalnym dawnych twórców, czy też w zależności od czasu. W związku z tym w poszczególnych stanowiskach mamy do czynienia z malowidłami przedstawiającymi różne gatunki zwierząt (pomijając oczywiście rysunki o charakterze linearnym, geometrycznym czy przedstawienia antropomorficzne), czy bardzo zróżnicowaną ich ilość. Jednakże bez względu na to, w większości jaskiń odwzorowania zwierząt są do siebie tak podobne, że wydaje się, iż wyszły spod ręki jednego tylko artysty.

Bizon z jaskini Altamira

Bizon z jaskini Chauveta

Zwierzęta z groty Lascaux

Zwierzęta z jaskini Chauveta

Koń z jaskini Portel

Sprawa z niezwykłymi odwzorowaniami naskalnymi jest doskonale znana. Od lat zachwycamy się realizmem tych ujęć i ich niezwykłą, niedościgłą dynamiką. Zwierzęta w grotach przedstawione są tak wiernie, że nierzadko ma się wrażenie, iż zastygły w ruchu tylko na chwilę i za moment znów zaczną galopować pod kamiennym sklepieniem groty.

W tym kontekście niezwykle tajemniczą jest inna, budząca wiele wątpliwości kwestia, która spędza naukowcom sen z oczu i sprawia, że historia ludzkości ukrywa jeszcze sporo zagadek, a niektóre tajemnice będą musiały poczekać na swoje odkrycie. 

Jedną z nich jest przedziwne zjawisko uwstecznienia artystycznego ludzi ery kamienia. Otóż przedstawione powyżej rysunki naskalne, które śmiało możemy nazwać prawdziwymi dziełami sztuki zostały stworzone dłonią człowieka epoki paleolitu. Wydawać by się mogło, że każda następna epoka, bazując na doskonałym twórczym fundamencie paleolitu, powinna być artystycznie bardziej rozwiniętą, powinna przejawiać coraz bardziej złożone i wysublimowane formy wyrazu artystycznego. Powinna być naturalną konsekwencją paleolitycznego mistrzostwa...

Tymczasem nic takiego nie nastąpiło. 

Oddajmy głos dr. hab. Tomaszowi Płonce z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego:

Sztuka mezolityczna jest zwykle uznawana za mniej interesującą siostrę sztuki paleolitycznej. Sztuka naskalna, znana tylko z niektórych regionów mezolitycznej Europy, na przykład z Półwyspu Iberyjskiego, dzisiejszej Francji, Półwyspu Skandynawskiego i północnej Rosji, nie jest tak spektakularna jak dzieła paleolityczne. Podobnie jest ze sztuką mobilną, która w głównej mierze obejmuje różnego rodzaju wzory ryte, wykonywane na przedmiotach z poroża i kości, używanych jako narzędzia. W starszym mezolicie północno-zachodniej Europy są to przede wszystkim narzędzia z poroża jelenia, motyki z kości tura lub żubra, kości długie tych zwierząt oraz kościane sztylety z wkładkami krzemiennymi. Z południowej Skandynawii są również znane liczne zawieszki bursztynowe, które zdobiono charakterystycznymi motywami przypominającymi grzebień, albo specyficznym ornamentem złożonym z rzędów wierconych dołków. 

Kilkanaście tysięcy lat temu, z chwilą nastania epoki zwanej przez nas mezolitem, czyli środkową epoką kamienia, rysunki, malowidła, barwne przedstawienia, czy choćby prymitywne ryty zoomorficzne i antropomorficzne w tajemniczy sposób niemal całkowicie zanikają. Zdumiewająca, zapierająca dech w piesiach sztuka naskalna urywa się bez powodu i bez jakiejkolwiek choćby kontynuacji (nie licząc kilkunastu stanowisk europejskich i rysunków naskalnych na terenie Sahary). Natomiast pojawia się zupełnie inny, mniej spektakularny rodzaj sztuki, jakim jest ornamentyka kamienia i kości. 

Kościany mezolityczny sztylet z geometrycznym ornamentem (Niezabyszewo)

Mezolityczny ornament na porożu jelenia (Szczecin-Podjuchy) 

Schyłkowopaleolityczny ornament na porożu łosia (Rusinowo)

Różnica, jaka szczególne rzuca się tutaj w oczy, dotyczy przede wszystkim rozmiarów i form. Mezolit cechuje się postępującą geometryzacją symboliki, odejściem od realizmu, bardzo rzadkim wykorzystaniem form zoo- i antropomorficznych i stanowczo mniejszą skalą samej twórczości - dotyczy ona przede wszystkim zdobień na kościach, kamieniu i wyrobach rogowych. Mamy więc do czynienia z twórczością mocno zdegradowaną, sprymitywizowaną i uproszczoną w porównaniu do imponującego dorobku paleolitu.

Dlaczego? Co sprawiło, że sztuka epoki kamienia zwiędła tak bardzo (oczywiście z naszego punktu widzenia), co wywołało tę impotencję, ten regres twórczy? 

Teorii jest wiele. Jedna z nich, będąca teorią sugerującą mistyczną naturę malarstwa skalnego zakłada, że na przestrzeni epok zmieniły się systemy wierzeń, przez co mające charakter religijny (czy raczej duchowy, mistyczny, totemiczny) malowidła, po zmianie kultu i bóstw, przestały mieć znaczenie i musiały odejść w niepamięć. Błędem tej teorii jest uznanie, że zmiana bóstwa pociągnęła za sobą całkowitą rezygnację z oddawania mu czci w ten artystyczny sposób. Tutaj należałoby się raczej spodziewać, że technika i rozmach pozostaną te same a zmieni się co najwyżej obiekt kultu. Innymi słowy powinniśmy raczej odnajdywać mezolityczne malowidła o podobnym mistrzostwie i kunszcie, przedstawiające mezolityczne bóstwa (czymkolwiek one były). A takich, niestety, nie znajdujemy. 

Jeden z nielicznych przykładów sztuki naskalnej mezolitu, w dodatku z przedstawieniami figuralnymi. To już jednak Afryka.

Inną teorią jest teoria ekonomiczno-behawioralna. Mówi ona o odstąpieniu od zaawansowanej aktywności artystycznej z powodu gwałtownie zmieniających się warunków klimatycznych, które wymusiły zmiany w zachowaniu ówczesnych ludów, zmiany związane ze sposobami łowów, jak i z całą specyfiką bytowania. Takie dynamiczne i nagłe przekształcenia środowiskowe poważnie naruszają piramidę potrzeb - na pierwszy plan wybijają się wówczas wartości podstawowe dla plemion pierwotnych: przetrwanie, zaspokojenie głodu, zadbanie o bezpieczeństwo, rozmnażanie. Wszelka aktywność natury artystycznej musi w takim wypadku zostać ograniczona do minimum. Słabością tej teorii jest z kolei jej zbytnia generalizacja. Zmiany klimatyczne, mimo że faktycznie odnosiły się do olbrzymich przestrzeni, nie w każdym zakątku Europy były jednakowo drastyczne i nie wszędzie musiały wywołać zakładany teorią efekt. A przecież sztuka naskalna znikła zewsząd - bez względu na szerokość geograficzną.  

Jest wreszcie ciekawa i bardzo prawdopodobna hipoteza, którą niedawno przedstawił profesor Paweł Valde-Nowak. Próbował on wyjaśnić ewenement malarstwa jaskiniowego stanowisk francuskich i hiszpańskich w odniesieniu do ubogiego w tym względzie charakteru jaskiń Europy środkowej. Profesor eksplozję sztuki naskalnej w Europie zachodniej tłumaczy następująco: 

Być może było tak – to dotyczy również Karpat Rumuńskich, Krasu Morawskiego, Niemieckiej Jury – że w tych strefach nie było aż tak dużej kumulacji osadniczo-kulturowej. Uważa się, że Homo sapiens wszedł korytarzem dunajskim z Bliskiego Wschodu i szedł na zachód, aż doszedł do Atlantyku i tam zatrzymał się. W tamtym rejonie doszło do ogromnej kumulacji kolejnych grup ludzkich, ich stabilizacji. Owi ludzie doszli do kresu osiągalnego świata i zalegli tam w sprzyjających warunkach środowiskowych. To może tłumaczyć obfitość sztuki jaskiniowej w Dordogne i w Hiszpanii.

Innymi słowy malarstwo naskalne mogło eksplodować z taka siłą tylko w paleolicie, bo tylko  wówczas (w pewnym jego okresie) osadnictwo nabrało charakteru na tyle statycznego i ustabilizowanego, że ludy ówczesne mogły sobie pozwolić na luksus wyższych form funkcjonowania społecznego, a więc również na sztukę. To ciekawe i wielce możliwe wyjaśnienie. Ale też nie do końca. Bo przecież taka stabilna sytuacja nie była w dziejach epoki kamienia zupełnym ewenementem. Także i później, w neolitycznej rzeczywistości warunki do powstania malowideł były równie wyśmienite - osiadły, niemobilny tryb życia, dużo lepsze uwarunkowania klimatyczne, nieporównywalnie większa, bo wywołana neolityczną rewolucją rolniczą różnorodność pożywienia... Aż prosi się o ponowny rozkwit wspaniałego malarstwa! 

A jednak nic takiego nie miało miejsca.     

Dlatego właśnie najbardziej przemawia do mnie inna teoria - hipoteza, która podoba mi się szczególnie, bo nie zawiera błędu poprzednich. Mówi ona, że redukcja sztuki wizualnej w mezolicie była efektem niezwykłego rozwoju języka mówionego. Dotychczas, przez całe stulecia i tysiąclecia, przedstawiano świat dookolny i wszystkie jego najistotniejsze aspekty w sposób obrazowy, malowano ważną dla ówczesnych rzeczywistość w sposób jak najbardziej realny, ponieważ nie istniał jeszcze wystarczająco doskonały środek ekspresyjnego, opisowego przekazu werbalnego. Malowidłami oddawano wówczas świat, którego nie potrafiono jeszcze wystarczająco dobrze opowiedzieć. Można pokusić się o stwierdzenie, że grota Lascaux, Altamira, Jaskinia Chauveta i inne były prawdziwymi sanktuariami (jeśli nie kultu to przynajmniej sztuki), były muzeami, ówczesnymi bibliotekami, które odwiedzało się tylko raz na jakiś czas.*  

Wszystko zmieniło się w chwili, kiedy mezolityczne transformacje behawioralne i społeczne wymusiły zupełnie inny sposób zaopatrywania w pożywienie, gdy spore plemiona paleolitu przekształciły się w mezolicie w małe, koczownicze lub osiadłe grupy rodzinne, gdy powoli z łowców piżmowołów, reniferów i niedźwiedzi, ludzie "przebranżowili" się na łowców jeleni, dzików, saren, pardw i zajęcy. Taki właśnie, zupełnie nowy, a wymuszony odejściem stad grubej zwierzyny rodzaj zdobywania pożywienia wymaga przecież doskonalszego stopnia komunikacji, bo zmusza do współpracy na dużo wyższym poziomie niż tylko organizacja hordy wyspecjalizowanych w nagonce, blokadzie, ataku i dobiciu łowców grubego zwierza. Budowa coraz doskonalszych łuków, wnyków, pułapek na małą zwierzynę, konstrukcja sieci i saków na ryby, wymuszały na ludziach tworzenie coraz bardziej złożonych i wymagających abstrakcyjnego myślenia systemów. Ich powstanie byłoby niemożliwe, gdyby nie istniał bardziej skomplikowany i obejmujący coraz bardziej abstrakcyjne pojęcia język. 

Kiedy już się pojawił - nagle wszystko, co dotychczas trzeba było pokazać, co istniało tylko w przestrzeni wizualnej, w naturalny sposób przeniosło się w dziedzinę języka, legendy, opowieści i pieśni. Teraz już nie trzeba było malować na skale, można było opowiedzieć przy ogniu, podczas plemiennego spotkania. Nie trzeba było mozolnie ryć w kamieniu, wystarczyło po udanym polowaniu zasiąść w kręgu i wsłuchać się w barwną opowieść. 

Miało to i tę zaletę - kto wie, czy nie była to zaleta największa - że plemienną legendę, baśń, przestrogę, czy pieśń można było zabrać ze sobą dokądkolwiek wyruszyło plemię. Słowo i rodowa historia w nim zaklęta, zawsze były blisko ludzi, gdziekolwiek byli. 

Czego o naskalnych malowidłach powiedzieć nie można.         

__________________________________

* O specjalnym charakterze tych miejsc mówi nam fakt, że w jaskiniach tych nie znaleziono szczątków sugerujących intensywne użytkowanie gospodarcze. Można więc przypuszczać, że groty te były faktycznie wyjątkowymi przybytkami, niezamieszkiwanymi gromadnie sanktuariami, czy też panteonami bóstw. Możliwe, że traktowano je jak szczególne pinakoteki pełne obrazów przedstawiających świat i ukazujące w niezwykle barwnej formie to, co było w nim dla ówczesnych najważniejsze, co wyznaczało granice ich przyziemnej egzystencji i upragnionego sacrum.           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BUNTOWNICY KULTURY

Cz. I -  Zaczyn fermentu       Bunt jest przyrodzoną cechą dojrzewania. Jest też cechą charakterystyczną dla okresu przejścia, a więc zj...