Kiedy przyznaję się głośno, że lubię słuchać Bibera, każdy, kto słyszy to wyznanie, patrzy na mnie podejrzliwie. I mocno powątpiewa. Nie wiem dlaczego, przecież to jest naprawdę świetna muza. Niektóre kawałki tego chłopaka są bardzo proste, powiedziałbym, że surowe i przaśne, ale właśnie dzięki temu, w jakiś taki zwyczajny sposób - szlachetne.
Właściwie przez długi czas nie lubiłem Bibera i nie słuchałem wcale, ale kiedy któregoś dnia z poduszczenia znajomego, sięgnąłem po kilka jego kawałków, byłem zaskoczony oryginalnością tej muzyki. Poważnie! Nigdy bym tego o sobie nie powiedział, ale podoba mi się Biber! Dacie wiarę? Im więcej go słucham, tym bardziej podbija moje serce.
W moim środowisku ten gość jest raczej niesłuchany. Nie: wyśmiewany, czy nielubiany, ale raczej niezauważany. Koledzy stronią od tego typu muzyki. Kiedy więc pewnego przedpołudnia włączyłem na Youtubie jego krótki numerek, jeden z tych późniejszych, wszystkich w biurze aż poskręcało.
Wiem, wiem, są środowiska, w których ten rodzaj sztuki raczej nie przejdzie, tutaj nie ma mocnych. Moi znajomi to raczej zwolennicy ambientu i jazzu. Cóż. Pewnych przyzwyczajeń się nie przeskoczy. Był nawet taki czas, że spotykałem się z komentarzami typu: Chłopie, ale co ci się stało? Ty przecież zawsze słuchałeś takiej innej muzyki. Takiej bardziej... normalnej.
W tej chwili nie chwalę się już, że tego słucham. Nie ma sensu. Zazwyczaj w domowym zaciszu, na słuchawkach odpalę sobie jakąś wcześniejszą płytkę chłopaka, albo któryś z ostatnich utworów. Są takie... słodkie.
O, na przykład ten: Biber - Mystery
Prawda, że to jest śliczne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz